Autor |
Wiadomość |
rrico |
Wysłany: Sob 8:54, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
Cordo
Spokojnie podszedł bliżej i stanął na drodze czołgu jakim był Kordian. Stał z założonymi rękami bez ruchu. Zamierzał coś zrobić gdyby karczmarz za mocno się nakręcił. Może krasnale były ostatnimi łachudrami, ale fanatyków też nie znosił.
- A może byś poszedł i zobaczył co z dziewczyną zamiast szarżować na gości, którzy tu pomogli? Coraz mniej mi się tu podoba.
Gdyby rozpędzony człowiek postąpił krok bliżej i nie zatrzymał się, zamierzał go uspokoić jednym małym naciskiem palca. |
|
Catch_or |
Wysłany: Pią 15:09, 27 Lip 2007 Temat postu: |
|
Tomas
Przez chwilę przyglądał się kamieniowi z zaciekawieniem. Dotknął go kilka razy, ale nie zamierzał go wygrzebywać. Najprawdopodobniej mocno zaklinował się w czaszce. Znajdzie sobie później nowy kamień.
Miał teraz inny problem, który właśnie zmierzał w jego stronę.
- Co?! Ja nie chciałem, to przypadkiem. - mówił wystraszony patrząc to na Cordiana to w kiedunku leżącej Mariki. |
|
Gość |
Wysłany: Pią 13:09, 27 Lip 2007 Temat postu: |
|
MG
Codro wycelował dokładnie przymierzył się spokojnie odprowadzając krasnoluda do drzwi i dmuchnął, strzałka leciała prosto do celu. Jednak w pewnym momencie krasnolud potknął się o własne nogi. W momencie gdy upadał strzałka przeleciała tuż nad głową krasnoluda i utkwiła w drzwiach znajdujących się trochę dalej. Krasnolud miał szczęście w nieszczęściu, wywracając się uniknął rychłej śmierci jednak stracił trochę czasu na pozbieranie się z ziemi. Jednak Cordo widział tylko jak postać się przewraca i kręcąc koziołka wylatuje z karczmy.
Ponadto Cordo kątem oka dostrzegł, że Marika ciągle leży za barem, i się nie rusza.
W tym samym momencie Tomas chodził po karczmie i zbierał swoje kamienie, 7 udało mu się zebrać bez większych oporów jednak jednego nie mógł znaleźć chodził wokół krasnoluda przy którym musiał się znajdować i zaczął się mu dokładniej przyglądać gdzie też ten jeden skarb mu się zapodział. Przewracając krasnoluda spojrzał w jego twarz...dostrzegł tam dziwnie rozszerzone oko, na początku nie zorientował się co to jest jednak po chwili doszedł do wniosku, że o tam w oczodole zamiast oka znajduje się jeden z jego kamieni. [napisz czy chcesz go odzyskać]
Kordian w tym czasie wyłonił się za baru. Jego postawa ani mina nie wróżyła nic dobrego, ruszył wprost do Tomasa. Idąc odpychał od siebie wszystkich napotkanych ludzi, którzy właśnie zabierali się do usuwania zwłok krasnoludów, wpół żywych nie dobijali brali ich tak jak tamtych i również wyrzucali z karczmy – broń pozostawiali na miejscu. Wyłaniając się za lady Kordian krzyknął do Tomasa:
- Mogłeś zabić moją jedyną córkę !! Ty.. Ty....!!!
Idąc w jego kierunku odepchnął jednego z ludzi który przecinał jego drogę, odepchnięty zaraz potem przewrócił się gdzieś pod jego nogami. Kordian niezmordowanie szedł dalej. |
|
Catch_or |
Wysłany: Pon 2:45, 16 Lip 2007 Temat postu: |
|
Tomas
Gdy w okolicy zrobiło się pusto i nie było już w co miotać kamieni chłopak ochłonął i rozejrzał się po karczmie. Okazało się, że niemal samodzielnie obronił karczmę. Obronił, lub zdemolował. Trudno było powiedzieć.
Nie był pewien czy w obecnej sytuacji własciciel będzie wdzięczny za przepędzenie krasnoludów, które mogłyby ich pozabijac, czy górę weźmie złość za poobijanie klientów, poniszczenie mebli i ogólny bałagan.
Wolał się nie odzywać dopuki nie będzie musiał. Przez chwilę krążył po sali jakby nigdy nic zbierając swoje kamienie spowrotem do torby. Liczył je czy zebrał tyle samo co wystrzelił z procy. To były dobre kamienie. Szkoda marnować czas na chodzenie po lesie i szukanie nowych jak ma się zupełnie dobre pod nosem. |
|
rrico |
Wysłany: Śro 11:21, 11 Lip 2007 Temat postu: |
|
Codro
W momencie wybiegania krasnoluda z karczmy silnie dmuchnął strzelając w jego kierunku zatrutą igłą. Nie wiedział czemu, ale poprzednia igła nie zabiła wcześniejszego krasnoluda, choć trucizna była mocna. Widocznie był bardzo odporny. Liczył na to, że ten drugi jest trochę słabszy, a ponieważ w akcji krew mu krąży szybciej, trucizna rozprzestrzeni się migiem i krasnolud padnie zaraz za drzwiami.
Potem podniósł się i ostrożnie wyjrzał zza stołu, uważając na lecące wcześniej kamienie. Przygarbiony podszedł do leżącego krasnoluda i dla pewności poderżnął mu nożem gardło, a potem go przeszukał. |
|
Gość |
Wysłany: Nie 20:27, 08 Lip 2007 Temat postu: |
|
MG
Krasnoludy były ubrane różnie część z nich miałą chełmy na głowie, ale to byli ci bardziej odlegli od nich, i głównie mieli na sobie skórzane pancerze nie wyglądał na najmocniejszy ale nigdy nie wiadomo co jeszcze mogło się kryć pod nim. Z pod koszuli krasnoluda idącego w kierunku Tomasa wystwał kolczuga.
W momencie gdy Tomas zaczął szaleć swoimi kamieniami nastąpił mały haos wśród wszystkich zebranych, gdy pojawiły się pierwsze kamienie w powietrzu nikt się nie spodziewał gdzie one polecą i takiego typu ataku. Pierwszy kamień wyleciał z typowym świstem w kierunku upadającego krasnoluda trafiająć i gruchocząc mu staw kolanowy. Kolejny zaraz po pierwszym poszybował w kierunku krasnoluda szarżującego na Cora i Kordiana trafił go w głowę biorąc pod uwagę że nie miał żadnego chełmu usłyszeli donośny krzyk i zaraz po nim nastąpiła ciasza, a sam krasnolud padł jak długi na ziemi bez oznak życia. Kolejne dwa kamienie poleciały w Krasnoluda który siłował się z toporem starając się go wyjać, pierwszy przeleciał zaraz obok jednego z ludzi i trafił postać w nogę co zmusiło go do przykucnięcia na chwilę, jednak następny, który leciał w tamtą stronę trafił go prosto w oko cios zwalił postać z nóg przewracając ją na plecy. Następny kamień poszybował prosto w rękę krasnoluda znajdującego się już dość blisko Tomasa, trafił go minimalnie ponad łokciem, odtrącił mu ten cios rękę do tyłu i zmusił do puszczenia broni, zdziwony tym patrzył prosto w Tomasa co on teraz zrobi. Kolejne 2 kamienie poleciąły wprost w najdalej znajudjącego się krasnoluda, jeden na tym dystansie był już dość nisko i trafił go wnogę, drugi lecący już znacznie wyżej trafił postać w ucho chełm, z pod którego zaczeła wypływać krew, postać chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi, lecz po chwili upadła na ziemi. Ostatni z kamieni nie fortunnie wyślizgnął mu się w połowie pierwszego obrotu i poleciał prawie w tył trafiając Marikę stojącą za barę i przeładowującą kuszę prosto w korpus, uderzenie było na tyle silne, że znikneła za linią baru z przenikliwym krzykiem.
W tym samym czasie co pierwszy strzał Tomasa Corod załadował swoją rurkę i wystrzelił w kierunku postaci idącej w jego stronę, strzał był na tyle celny że trafił postać i ta też się zatrzymałą ze zdziwnie, aby później dostać z kamienia w głowę. Przy próbie przewrócenia stołu z kopniaka napotkał się na dość duży opór z jego storny okazał się cięższy niż myślał i jedynie co zdziałał to przesunął go o parę centymetrów od siebie i poczuł dość przenikliwy ból w stopie.
Kordian stanął jak zamurowany gdy zobaczył co wyprawia Tomas z tymi kamieniami nie wiedział o co chodzi dopiero po chwili gdy poszły pierwsze 2 kamienie ruszył delikatnie przygarbiony w kierunku krasoluda idącego na Tomasa gdy ten był już dość blisko prawie za Tomasem usłyszał i zobaczył jak kamień wylatuje w jego kierunku, przeleciał mu zaraz przy głowie, Kordian zobaczył prawie całe swoje życie przed oczami, jednak zaraz po krzyku Mariki wyprostował się jak długi i pobiegł w tamtym kierunku, chowając się za barem.
Reszta ludzi reagował przedziwnie na te latające kamienie większość z nich szybko starał się gdzieś schować przez co krasnoludy zostały na mijescu zaskoczone takim obrotem sytuacji. Większość z nich leżało dzieś tam z połamanymi kończynami bądź trupem. Jedynie jeden mógł czuć się szczęśliwie dostał tylko w rękę i to na tyle słabo że mógł wstać dość szybko, co też uczynił wykorzystał sytuację i starał się wybiec z karczmy, właśnie przekraczał linię stołów stojących, a Cordian kończył łapać równowagę. Ludzie dopiero wtedy zaczeli się zbierać gdy nastąpiła chwila względnego spokoju, wychodzili pomału spod stołów i jeden z nich ruszył w pogoni za tamtym.
[mam nadzieję że ma to jakiś sens] |
|
rrico |
Wysłany: Pią 9:47, 06 Lip 2007 Temat postu: |
|
Cordo
Nie ruszając się z miejsca ocenił sytuację i podniósł rękę. Kość włożył do ust, z drugiej ręki wystawił dwa palce jak szczerbinkę i wystrzelił igłą prosto w szyję najbliższego krasnoluda.
Potem błyskawicznie się poderwał i kopnął stół, chowając się przed lecącymi nie wiadomo skąd kamieniami. Niedojedzony posiłek i piwo wylądowały na dole, dokładnie obok ukrytego zawodnika, który już przystawiał dmuchawkę po raz drugi. |
|
Catch_or |
Wysłany: Czw 23:02, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
Tomas
Szybko ocenił opancerzenie krasnoludów.
Kamienie wylatywały z jego procy z zaskakującą szybkością. Pozornie chaotycznie, ale wszystkie były celowane. Celował w głowy, a jeśli któryś z krasnoludów miał hełm to w dłonie trzymające broń. Po oberwaniu kamieniem z procy w dłoń miało się zwykle połamaną większość palcy co uniemożliwiało dalszą walkę.
Tomas kręcił dwa razy aby pocisk nabrał szybkości i strzelał.
W efekcie na krasnoludów poleciał grad kamieni. Niektóre były obłe, inne kanciate, wszystkie mniej więcej rozmiaru pięści.
W lesie żaden zwierz nie był na tyle głupi żeby zbliżać się do Tomasa kiedy atakował procą. Nawet najgłodniejsze niedźwiedzie uciekały gdy były bombardowane kamieniami.
Nie mówiąc już o tym, że bez wiekszej trudności można było w ten sposób zabić lisa lub inne podobnego rozmiaru zwierze. Człowieka pewnie też jeśli by trafić w odpowiednie miejsce. |
|
Gość |
Wysłany: Czw 22:20, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
MG
Po 10 minutach, gdy już prawie część zwątpiła w zbliżający się atak, szybko i gwałtownie otworzyły się drzwi, z hukiem uderzyły o ścianę, i zaraz za otwierającymi się drzwiami wpadła grupa 5 krasnoludów uzbrojonych w topory. 3 z nich skierowało się na wprost 2 pobiegła w ich kierunku ( Tomasa i Corda ) trzymając wysoko topory i wrzeszcząc coś niezrozumiałego w tym momencie dla nich. Za ich plecami za lady wyłoniła się Marika, która trzymała kuszę w ręce i wypuściła pierwszą strzałę, które ze świstem przeleciała koło głowy Tomasa i utkwiła w ramieniu jednego z krasnoludów, który biegł właśnie w jego kierunku. Jednak strzał tylko trochę go zwolnił, a postać ciągle dość szybko kierowała się w jego stronę.
Drugi z biegnących w tamtym kierunku parł twardo na przód, i nic nie zapowiadało że zwolni szarżę tylko nie wiadomo na kogo wymierzy swój cios czy na Corda czy na Kordiana który stoi trochę dalej od niego. Reszta krasnoludów zaczęła walkę z pozostałą grupą ludzi gdzie dość szybko przez szarżę zostali zatrzymani na stolikach, które co niektórzy ludzie podsuwali im szybko pod nogi. Jeden z nich się przewrócił i przeleciał przez cały stolik lądując twarzą na ziemi tuż pod stopami jednego z ludzi, drugi z nich próbując dosięgnąć jednego z tych co pchał stół toporem odrąbał człowiekowi kilka palcy ale i topór utkwił mu w stoliku. Natomiast trzeci, który pozostał trochę z tyłu gwałtownie się zatrzymał i rozejrzał się po sali po czym z toporem trzymanym gotowym do walki ruszył powoli do przodu. |
|
rrico |
Wysłany: Czw 7:45, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
Cordo
Człowiek nie ruszając się zza stołu, za którym siedział, pośpiesznie wydrążył kość z posiłku przy pomocy drugiej, cińszej kości. Powstałą rurkę nabił czymś, czego nie było widać z daleka. Była to stalowa igła długości palca, a obok pojawiło się jeszcze kilka podobnych. Każdej z nich przytwierdził małą kulkę z mięsa, dla wyważenia. Pozornie na stole znajdował się tylko posiłek.
- Jest czas wojny i czas pokoju. Ale z tego co widzę, mamy tu czas zabijania. |
|
Catch_or |
Wysłany: Śro 21:49, 04 Lip 2007 Temat postu: |
|
Tomas
Nie miał pojęcia co się dzieje. Na słowa Kordiana zrobił bardzo głupią minę dającą wyraz jego zaskoczeniu.
Gdy dotarło do niego co się ma tu za chwilę zacząć wstał i poszedł w miejsce z którego miał dobry widok na drzwi wejściowe, a dookoła było sporo miejsca i nikt się nie kręcił.
Otworzył torbę trzymaną na ramieniu. Wyciągnął z niej jakiś mały skórzany przedmiot oraz drugi, wielkości pięści.
Włożył kamień do procy i zakręcił nią trochę żeby mieć pewność że broń działa jak należy. Drugą ręką poprawił torbę żeby łatwo się z niej wyciągało kamienie.
Brak amunicji raczej mu nie groził. Torba, nie licząc procy była po brzegi wypakowana kamieniami.
W razie walki na mniejszą odległość mógł nią komuś solidnie przywalić. |
|
Gość |
Wysłany: Śro 21:34, 04 Lip 2007 Temat postu: |
|
MG
Kordian wyraźnie wyglądał na zaskoczonego tą informacją:
- Gdzie kto skąd wiesz? Ilu ich widziałeś? Jak wyglądał?
Miał dużo pytań i wyraźnie był tym zdenerwowany. Zaczął przypatrywać się czemuś za oknem, zmarszczył mocno czoło, wyglądał jakby chciał tam dostrzec każdy szczegół. Po chwili rzucił do Mariki żeby się szykowała. Ta po chwili znalazła się przy, a zaraz potem zniknęła gdzieś pod nim. Kordian wziął jeszcze jeden albo dwa głębokie wdechy i powiedział do Corda i Tomasa
- Przygotujcie się tam jest ich więcej zaraz tutaj wejdą.
Cordo i Tomas patrząc uważnie na w kierunku drogi dostrzegli, przebiegające gdzieś nisko skulone postacie, każda z nich trzymała coś długiego w ręku bądź miała coś na plecach, Cordo dostrzegł w tym topory.
Sam Cordo gdy baczniej im się dostrzegł zobaczył, że niektórzy z nich pomału i jeszcze bardziej przygarbieni podchodzą do drzwi, a pojedyncze osoby podchodzą do okien od strony drzwi – tylko tą stronę był w stanie dostrzec. Gdy spojrzał w drugą nie mógł zobaczyć nic tam było za ciemno, ale zdawało mu się że krzaki nieopodal się poruszyły w nienaturalny sposób.
Kordian dał znak ludziom siedzącym, i zaczęli oni się przemieszczać, pierwsza linia stolików została zwolniona, część ludzi wraz z jedyną widoczną w tej chwili kelnerką poszła na górę, reszta siedziała dalej tylko, że w ich rękach zamiast kufla z piwem pojawiła się jakaś broń.
W powietrzu zapanowała niemiłosierna cisza taka której nikt nigdy nie lubił. |
|
rrico |
Wysłany: Wto 7:08, 03 Lip 2007 Temat postu: |
|
Cordo
Rozejrzał się po sali i znacząco ściszył głos, nie patrząc pozornie na nikogo w szczególności.
- Dwie sprawy. Po pierwsze, właśnie ktoś się skrada tam w krzakach, o tam, za oknem, i podsłuchuje co się tu dzieje. Po drugie, dobrze się składa, bo masz niepowtarzalną okazję wynająć zawodowca. Jeżeli was na to stać. Zajmuję się, hmm, powiedzmy, gromadzeniem różnych informacji i sprzedawaniem jej temu, kto gotów słono zapłacić. Jeśli chcesz tego, mogę się rozejrzeć u Vardolfa. Ale nie wcześniej niż załatwimy leczenie dla żony Zygfryda. Obiecałem. Teraz, kiedy zdradziłeś swoje motywy a ja swoje, raczej niedobrze by było się rozstawać. Wygląda na to, że tak czy inaczej musisz mnie wynająć. Nie obawiaj się, opłaci się, jestem wyszkolony i powinieneś się cieszyć z naszej współpracy. Bo twoje złoto sznuruje mi usta. A do tego chwilowo nie obchodzi mnie co to za przedmiot, który tamci chcą zdobyć. I nawet nie zapytam o tą tajemniczą broń, którą Zygfryd tu dostarczył. |
|
Catch_or |
Wysłany: Pon 21:40, 02 Lip 2007 Temat postu: |
|
Tomas
Usiadł plecami do ściany, dokładnie pod sporym trofeum z głowy dzika.
Wysłuchał całej historii, ale pod koniec w nią nie uwierzył. Facet powiedział, ze nie mogą pozwolić na to żeby Vardolf dowiedział się o planach które im wlasnie przedstawił po czym powiedział, że jak chcą mogą wyjść. Gdzie by wtedy poszli? Do jedynej karczmy poza tą. Historia czy nie powiedział, ze pomoże Zykfrydowi więc mu pomoże.
Nie zamierzał się mieszac w politykę.
Gdy jedzenie dotarło na stól zabrał się za spożywanie posiłku. Mówił jedząc jednocześnie, co robiło fatalne wrażenie:
- Teraz moge odpowiedziec na twoje pytania. Do miasta szedłem. Jakiegoś dużego. Drogi przecie do miast prowadzą, co nie? W każdym razie ide se drogą bo w lesie wilki słychać a tu mi zza pleców ktoś sie pyta czy mnie nie podwieźć. Jak mnie odmówić? Zykfryt to był i mnie tu wysadził. Wiecie może którędy do jakiegos dużego miasta stąd bom w terenie nieobeznany? |
|
Gość |
Wysłany: Pon 21:08, 02 Lip 2007 Temat postu: |
|
MG
[Napiszcie jak dokładnie siedzicie w stosunku do okna – nie chce was sam rozsadzać, jeszcze by wyszło nie tak - powinno być to wcześniej napisane ale zapomniałem o tym]
Gdy Tomas co chwile mu przerywał ten co raz spoglądał na niego. Gdy skończył mówić i przedstawili swoje zdanie, pomyślał przez chwilę patrząc naprzeciw siebie,gdzieś pomiędzy nimi. Po chwili namysłu spojrzał najpierw na Tomasa potem na Corda. I powiedział patrząc prosto w oczy Cordowi:
- Masz rację zachowaliśmy się jak typowi bandyci i nie okazaliśmy odpowiedniego szacunku, jednak po części mamy ku temu powody. - dalej kontynuował swoją wypowiedź ale wskazał na tamtych dwóch, kiwnięciem głowy odesłał ich dalej, dosiedli się do stolika gdzie wcześniej Tomas usłyszał rozmowę o Krasnoludach, po czym spojrzał na Tomasa. - Chcesz wiedzieć, o co tu chodzi? Zawsze chodzi o władzę bądź pieniądze tutaj nie jest inaczej, Vardolf przybył tutaj parę lat temu, i się osiedlił, założył karczmę i mieszkańcy...głównie chłopi głosowali na niego by został burmistrzem Marsne, kandydował jeszcze Zykfryd..za czorta nie wiem dlaczego go nie wybrali. Od tamtego momentu coraz gorzej się tutaj żyje, wymusza na mieszkańcach płacenie astronomicznych podatków i danin na jego karczmę. A do mnie wysyła swoich szpiegów, głównie krasnoludy, są jego przyboczną armią, czasami i ludzi takich jak wy, niby przyjezdnych którzy szukają noclegu itp. A wszystko przez to, że doszły go słuchy, że jestem w posiadaniu pewnej rzeczy, która może pozwolić mu objąć jeszcze większą władzę, i jeszcze bardziej się wzbogacić..- przerwał na chwilę, po czym odchrząknął i skinął na Marikę, by przyniosła pełen dzban Piwa, kontynuował dalej gdy wziął głęboki łyk piwa. - Od roku szykujemy się na niego by go zgładzić, w dosłownym sensie znaczenia tego słowa, więc każda nowo przybyła osoba tutaj jest traktowana w podobny sposób, a traktujemy ich jako szpiegów, gdy ktoś usłyszał co planujemy i doniusł jemu, różnie mogłoby się to skończyć. Gdy dobrowolnie zgadzają się tutaj przyjść, widzicie Vardupek puścił i puszcza dalej plotkę że w tej karczmie zbierają się tylko i wyłącznie bandyci, że zabijamy gości i tym podobne brednie. - znowu się zamyślił na chwilę. Po czym dodał – Więc jak chcecie to możecie wyjść ja nie trzymam nikogo na siłę. Jednak jeśli nadal chcecie szczerze pomóc Zykfrydowi to zostań i odpowiedz na wcześniej zadane pytania. Ja powiedziałem to co chcieliście teraz wasza kolej.
Gdzieś w połowie wypowiedzi Kordiana, przyszła Megi [powiedzmy że rozpoznaliście ją po warkoczu, ta druga chodzi w rozposzczonych włosach] z zamówionymi potrawami przez nich. Pachniały wspaniale, i od razu pobudzały organizm do działania, który u Tomasa zaczął wołać o jedzenie.
Przez ten czas na dworze zrobiło się zupełnie ciemno, za oknem już prawie nie było widać drogi, jednak Cordo dostrzegł kontem oka pewien ruch za nim, gdzieś tak w krzakach przy drodze.
Tamci dwaj jak usiedli do tamtego stołu to w najlepsze rozmawiali i głośno się śmiali, nie było widać by zwracali na nich większą uwagę, ale może to tylko złudzenie? Reszta karczmy żyła swoim życiem, ludzie rozmawiali bawili się i pili. Jedynie przy kilku stolikach nie było widać żadnego kufla z piwem tylko talerze z jadłem. |
|
|